"Miasto dziewcząt" Elizabeth Gilbert
Kiedy jakiś czas temu zobaczyłam nową książkę Elizabeth Gilbert na półkach księgarń to pomyślałam, że muszę ja przeczytać. Kusząco-tajemniczo tytuł i subtelna okładka mnie totalnie oczarowały ale jeśli myślicie, że w te pędy pobiegłam do księgarni to, to nie. Mając dość duże stadko książek do ogarnięcia doszłam do wniosku, że będzie ona na liście "do przeczytania na później". Jednak los zadecydował za mnie! Pewnego dnia na półce bibliotecznej z nowościami dostrzegłam właśnie ją, nie bagatelizując znaków wypożyczyłam "Miasto dziewcząt" dosłownie przed tym jak instytucje kultury zamknęły drzwi dla czytelników z powodu koronawirusa.
I tak nastał czas kiedy moje stadko domagało się każdorazowo uwagi oraz zagłębienia się w słowa, a spośród nich wybrałam właśnie książkę Elizabet Gilbert "Miasto dziewcząt". Nie przypuszczałam, że niedługo wyruszę w fascynującą podróż do Nowego Jorku lat 40-tych wraz Vivian Morris nie opuszczając mojego mega wygodnego fotela z podnóżkiem. Oto poznajemy tą dość krnąbrną 19-letnią dziewczynę, która osiągając mierne wyniki w nauce zostaje wysłana do nietuzinkowej ciotki Peg właścicielki teatru, który jest na skraju zapaści finansowej. Nikt nie przypuszcza, że te dość osobliwe zesłanie dla Vivan zaważy na jej całym życiu. Poznaje ona życie teatralne od podszewki, a przy okazji odnajduje w nim swoje miejsce zostając garderobianą. Dzięki jej umiejętnością wystawiane przedstawienia wyróżniają się wyjątkowymi strojami. Tam też zyskuje przyjaciółkę, która wprowadza ją w meandry Nowojorskiego życia nocnego, gdzie rządzi alkohol, zabawa i seks. Beztroskie i hulaszcze dni przerywa skandal, w który Vee jest nieszczęśliwe uwikłana i tak w jednej chwili jej życie diametralnie się zmienia.
Więcej faktów oraz treści muszę przemilczeć, bo tak opowiedziałabym całą książkę, a tego za żadne skarby Wam nie zrobię. Mam wrażenie, że każda książka zostawia w nas większy lub mniejszy ślad, ta w moim umyśle pozostawiła dość dużo pytań i przemyśleń związanych z miłością, seksem oraz nierozerwalną siłą kobiet. "Miasto dziewcząt" czyta się jak wyborną biografię, która nie pozwala długo o sobie zapomnieć. Dla mnie kwintesencją jej treści oto ten cytat:
"Świat nie jest czarno-biały. Dorastasz,
myśląc, że różne rzeczy są takie a takie. Myślisz, że są jakieś zasady.
Że wszystko powinno wyglądać w określony sposób i sam starasz się żyć w
czarno-biały sposób. Ale świata zasady nie obchodzą, ani też sposób, w
jaki żyjesz. Świat nie jest prosty, Vivian. I nigdy nie będzie. Nasze
zasady nic nie znaczą. Świat ci się przydarza, oto co myślę. A ludzie po
prostu muszą sobie z nim radzić najlepiej jak potrafią."
Dziekuje za ciekawa i zachecajaca do lektury recenzje! Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńBrzmi zachęcająco. :) A myślałam, że to będzie kolejna banalna książka. :)
OdpowiedzUsuń